top of page

Świadectwo M.

Moja historia jest trochę dziwna, ponieważ trafiłam na Spacer Miłosierdzia, nie mając o tym pojęcia. Wszystko zaczęło się od Spowiedzi podczas rekolekcji, którą trochę na traktowałam jako "ostatnią deskę ratunku"- na zasadzie, że jak już to nie pomoże, to się rozsypię, tracąc sens służby i tego, kim jestem w życiu.

Podczas Spowiedzi wyrzuciłam z siebie wiele zranień, grzechów, tego wszystkiego, co gdzieś mnie blokowało i niszczyło relację z Panem Bogiem i ludźmi. Uświadomiłam sobie, że takie trwanie w grzechu niszczy nie tylko mnie, ale też relację z Nim.

Można by powiedzieć, że z zewnątrz nadal byłam blisko Pana Boga, ale w środku powoli się od Niego odsuwałam. Miałam też duży żal dlaczego dopuścił do tylu zranień w moim życiu... Ta Spowiedź pozwoliła mi się trochę odbić od dna.

Na prawdziwy Spacer Miłosierdzia nie wybrałam się od razu po rekolekcjach. Długo zwlekałam, myśląc, że "muszę dać radę sama", "przecież nie wiem, czy ksiądz mi pomoże" i generalnie to "po co zaufać komuś i dać sobie pomóc".

Z perspektywy czasu żałuję i nie rozumiem tego zwlekania i nastawienia, że muszę być silna, więc sama dam radę. Na Spacerach Miłosierdzia zaczęliśmy z księdzem Łukaszem układać różne sprawy, przede wszystkim naprawiać moją relację z Panem Bogiem, ale też rozwiązywać inne problemy.

Mogłam też zostawić tam swój ból, smutek i cierpienie. Doświadczyłam Bożej miłości, tego że Jezus mnie naprawdę kocha i dla Niego jestem wystarczająca, a wręcz wspaniała.

Dzięki Spacerom Miłosierdzia stałam się (i nadal staję się) nowym człowiekiem. Zatem, jeśli się wahasz to naprawdę nie ma się nad czym zastanawiać: przyjdź i zawalcz o swoją relację z Panem Bogiem, a doświadczysz Jego miłości.

Ja wciąż korzystam z pomocy księdza Łukasza kiedy mam problem, nie daję rady czy po prostu chcę porozmawiać. Za to wszystko co Pan Bóg mi uczynił i za całe dzieło Spacerów Miłosierdzia niech będzie Chwała Panu!

M.

bottom of page